piątek, 17 września 2010

Wesele stało się praktyką!

Witam po przerwie:-)

Przerwa niebagatelna (sic!), podobnie jak i wydarzenia, które były główną przyczyną owego blogowego zaniechania. Oficjalnie potwierdzam: siódmego sierpnia 2010r. przeistoczyłam się w Kasię Katę, co mogę śmiało zakwalifikować jako przejście ze stanu poczwarki w postać motyla! Nie umniejszając fazy poprzedzającej, to co wydarzyło się tamtego sierpniowego popołudnia spowodowało wiele zmian w moim/naszym życiu. I daleka tu jestem od wymieniania na pierwszym planie zmian natury: socjologicznej, prawnej czy religijnej. Te, owszem, istnieją, ale jedynie w tle.

Najistotniejszą i najpiękniejszą zarazem zmianą wydaje mi się ta, która zaszła w naszych umysłach i w sercach zwana "Zmianą postrzegania drugiej osoby". Czysto symboliczna i metafizyczna i, dla mnie osobiście, najpotężniejsza. Hmm, no bo cóż znaczy świadomość, że teraz może być nam - dla przykładu - łatwiej o kredyt hipoteczny, gdy po drugiej stronie postawimy ten cały ogrom najczulszych na świecie wrażeń, który zwalił się nam na głowę?;-)

Można mieszkać ze sobą kilka lat, można żyć przed ślubem "jak mąż z żoną", można wcześniej wieść względnie normalne rodzinne życie, ale przychodzi moment, w którym część par podejmuje decyzję o byciu ze sobą na trochę innych mentalnych regułach. Jak dla mnie, to taki nowy start, jakby re-start związku i przejście w kolejny etap wtajemniczenia w relacjach męsko-damskich.

Inność.

Nowa wyjątkowość.

Głębia.

Kosmiczne zjednoczenie.

Tak bym najkrócej wyjaśniła swój aktualny stan. A za romantyczną się nie uważam;-P

Ślub i wesele za nami. Przygotowania do tych wydarzeń wiele mnie nauczyły, sporo zrozumiałam, trochę widziałam i zaznałam i w związku z tym ... mam całkiem sporo do opowiedzenia! Chciałabym kilka kolejnych wpisów poświęcić podzieleniu się z Wami przeżyciami z ostatnich dni naszych przedweselnych przygotowań, jak również zależy mi, by przybliżyć Wam nasz ślub i wesele,  przy okazji dzieląc się radami, wskazówkami, niespodziankami i wszelkimi refleksjami dotyczącymi interesującej nas problematyki.

Apropos rad, to przy okazji na smaczka jedynie nadmienię i jednocześnie poproszę wszystkie przyszłe Panny Młode, czytające bloga www.wesele-w-praktyce.pl, aby uroczyście obiecały, że przymierzą swoje ślubne kreacje najpóźniej dwa dni przed planowanym ślubem! A dlaczego? O tym już niebawem!:-)

P.S. Kilka słów na temat naszego wesela pod kątem oszczędności (?) poświecił na swoim blogu mój Mąż. Oczywiście zapraszam i zachęcam Was do lektury!

środa, 28 lipca 2010

Mój wieczór panieński.Cz.2.

Na topie jest dalej mój szalony wieczór panieński:-) Pierwsza część, domowa, spokojniejsza, na rozkręcenie i podłapanie smaczków, znajduje się tutaj. Dziś pora na drugą część, w której będzie się jeszcze więcej działo!

Otóż! Gdy dowiedziałam się, że mamy zrobioną rezerwację w moim ulubionym klubie, w którym puszczają stare, dobre, rock&rollowe kawałki, to aż podskoczyłam z radości:) Jednak, przed wyjściem z domu, musiałam jeszcze uporać się z kilkoma zadaniami, np. z zacerowaniem skarpetki...hmm, niby banał; przecież ja ciesząca się bardzo dobrym wzrokiem (i jednocześnie troszkę skromniejszymi zdolnościami manualnymi, patrz: rzeźbienie penisa przedstawione w poprzednim wpisie!sic!) nie powinnam mieć większych problemów z taką drobną czynnością. Podobno!

Ostatecznie jednak, zauważyłam że w główce od igły znajduje się jakiś kłaczek-drań uniemożliwiający  przełożenie nitki przez główkę. Na to moja koleżanka Beti (z rocznym już prawie stażem małżeńskim) powiedziała, że przewlecze nitkę za mnie, mimo, że ja się zapierałam, że się tego absolutnie nie uda zrobić! I cóż się okazało;) Nie wiem, czy tak zbawiennie wpływa małżeństwo na kobiety, czy może chodzi o jakieś zupełnie inne, nieznane mi jeszcze, kobiece parametry, ale Żonka Beti uporała się z tą czynnością w mig ku mojemu ogromnemu zawstydzeniu;) Na szczęście z dalszą częścią cerowania nie miałam większych trudności!



Następnie dziewczyny dały mi wybór:

  • albo zatańczę taniec erotyczny na rurze od odkurzacza

  • albo pokażę się w prezencie od nich


Jak myślicie, co wybrałam? Jestem ciekawska do potęgi n-tej, więc musiałam jak najszybciej wskoczyć w to cudo, na co dziewczyny zareagowały entuzjastycznie, prawie jak na męski striptiz. Fajnie, że ktoś tak jeszcze potrafi na mnie zareagować (oprócz przyszłego Męża oczywiście, ale On jest poza konkurencją;))

Na koniec imprezki w domu, miałam podać trzy nawyki Pawła, za którymi nie przepadam i z którymi będę walczyć. Obiecałam:

  • kontrolę nad ilością wypijanego nektaru bogów, zwanego zwyczajowo "piwem"

  • pobudzanie, motywowanie, stymulowanie do aktywniejszego udziału w życiu domowym

  • zahamowanie ogólnej nerwowości przyszłego Mężusia;)


Kolejny etap mojego wieczoru panieńskiego to pokonanie trasy z mieszkania do lokalu, ale nie była to ot jakaś zwykła trasa przebyta  w miłym gronie! Moje koleżanki przecież myślą o wszystkim, a że wesele za pasem, a wszystko jest taaaakie drogie, to postanowiły mi trochę pomóc i podsunęły kubeczek z napisem: "zbieram na wesele" i zasugerowały, żebym zaczepiała przechodniów i prosiła ich o grosik w swojej słusznej sprawie:)

Powiem tylko tyle: podczas wykonywania tego zadania czułam, że całkiem nieźle mogłabym się spełnić w roli fundriserki! Reakcje przechodniów bardzo życzliwe + nasze humorki mocno wyostrzone=świetna zabawa i masa śmiesznych sytuacji męsko-damskich. Ja od zawsze wierzyłam w ludzi i wiedziałam, że oni tak naprawdę z natury są dobrzy, tylko trzeba ich odpowiednio pobudzić, by pozwolili ujść swej pozytywnej, pełnej dobroczynności energii;)

Wchodzimy do klubu, supermuza, zajmujemy miejsca, zamawiamy drinki-zdecydowana przewaga mojito-potrzebujemy ochłody-jest baardzo gorąco. I tu zabawa zaczyna się od nowa, podwójnie. Z jednej strony bawimy się i tańczymy, a z drugiej bawimy się w sobie tylko znaną grę:) Zapomniałam wspomnieć, że wszystkie dziewczęta na te okazję wyjścia do lokalu, przywdziały wdzięczne różki na swe urocze główki.



Pierwsze wyzwanie w knajpie polegało na zdobyciu rolki papieru toaletowego  z męskiej ubikacji. Pierwsza reakcja: "spoko, wejdę, wezmę co potrzebuję i wrócę". Druga, stojąc przed drzwiami męskiej toalety: "O nie, oni siusiają profilem do wyjścia!!! aaaaa wymiękam, aż taka kowbojka to ze mnie nie jest!" Ale, bez obaw, Kochani, nie odpuściłam sobie i poprosiłam przesympatycznych młodzieńców oczekujących na swoją kolejkę, by byli tak uprzejmi i uczynni i pomogli mi w wykonaniu tego zadania i by przynieśli upragnione trofeum. Nie obyło się bez negocjacji, jakkolwiek po kilku minutach pojawiłam się przy stoliku ze swoją zdobyczą.

W międzyczasie pojawił się fotograf cykający zdjęcia na weekendowych imprezach, dzięki czemu na drugi dzień mogłyśmy się podziwiać na  stronie opolskiego informatora - miła pamiątka, a z iloma znajomymi był to pierwszy temat po pamiętnej sobocie! Ba!;)

To dopiero początek męsko-damskich relacji tamtego wieczoru. Następna polegała na poproszeniu trzech facetów o zapisanie imienia i numeru telefonu na mojej ręce. Proszę sobie wyobrazić moje pełne zaskoczenie, jak jeden z poproszonych o tę grzeczność mężczyzn zareagował słowami:"Ja nie mogę". Na szczęście pozostali reagowali bardziej żywiołowo i godzili się na takie interakcje!:)

Później zostałam ponownie oddelegowana do męskiej ubikacji, by czerwoną szminką narysować serce, a w środku inicjały Pawła, a następnie zrobić zdjęcie swojemu dziełu. Jak to dobrze, że było już wtedy dość późno i że męska ubikacja nie była już tak oblegana, jak przy wyzwaniu z papierem toaletowym!





To jeszcze nie koniec atrakcji tego wieczoru, gdyż czekały na mnie jeszcze dwa zadania. Jedno polegało na zaproszeniu trzech przystojnych chłopaków do wspólnego pamiątkowego zdjęcia;) A że o gustach się podobno nie dyskutuje;), to szybciorem udało się zwerbować trzech ochoczych wolontariuszy skłonnych do dobrej zabawy i do inwencji twórczej typu: trzymanie przyszłej panny młodej na rękach;) Konkurencja została zaliczona!



Na koniec, faktycznie, przyszła pora na najostrzejsze zadanie-miałam wejść na stół, przy którym siedziałyśmy i tańczyć na nim przez min. dwie minutki. Lekko się zawahałam przed sprostaniem tej konkurencji, ale dziewczyny zgotowały mi odpowiedni doping i motywację do działania, więc z małymi oporami, ale jednak wdrapałam się na stół i świrowałam na nim do końca piosenki:) Muszę przy okazji przyznać, że tamtejszy lokal posiada bardzo dobrze wychowanych ochroniarzy, ponieważ nie przeszkadzali mi w trakcie tańczenia, ale jak tylko zeszłam i zajęłam swoje wcześniejsze miejsce, podszedł do mnie uśmiechnięty pan z ochrony  z pytaniem, czy mogłabym skończyć tańczyć. Jedyne, co mogłam mu w tej sytuacji odpowiedzieć to to, że właśnie skończyłam;)



Bawiłyśmy się cudownie, świrując, skacząc, kręcąc tylko sobie znane figury, aż ok. godz. 2, poczułyśmy, że nogi omawiają nam posłuszeństwa, że padamy na buźki. Postanowiłyśmy wrócić do mieszkanka i pogawędzić sobie jeszcze trochę na spokojnie.



Ten mój wieczór panieński jest dla mnie wielkim wydarzeniem, zebranie w jednym miejscu tylu świetnych babek i przygotowanie tak wyjątkowego dnia z tak przeogromną liczbą zabaw, konkursów, urozmaiceń sprawia, że jeszcze mocniej i wyraźniej czuję, jak wspaniałe istoty mnie otaczają! W tym miejscu raz jeszcze dziękuję i dedykuję ów wpis:

Agusi

Adze

Asi

Agatce

Beti

Ewci

Karoli

Marcie

niedziela, 25 lipca 2010

Mój wieczór panieński!Cz.1.

Wiedziałam tylko tyle, że będzie to sobota, 24. lipca 2010. Na tym kończyły się moje informacje w  temacie mojego wieczoru panieńskiego. Moja świadkowa, Agusia, przejęła całe przygotowania w swoje ręce i poleciła mi jedynie cierpliwie czekać na ten dzień, a w telefonach cały czas uspokajała, że będzie to "taki spokojny wieczór i że niczym nie mam się martwić", a ja słysząc tego typu uspokajająco-relaksujące wypowiedzi, domyślałam się, że "spokojny" czy "normalny" to ostatnie epitety, które mogą określać to, co dziewczyny mi zgotują;)

Rano, jak wstałam, czułam ból brzucha porównywalny do tych skrętów przedmaturalnych lub do "motylków" towarzyszących pierwszym w życiu randkom i pocałunkom. Nie wiedziałam, że  w moim poważnym matrymonialnym wieku, takie doznania tak częste jeszcze kilka lat temu, są jeszcze możliwe do przywrócenia;)

Start imprezy był planowany na godzinę 17., kiedy to miałam wrócić od rodziców do mieszkania, w którym już czekały na mnie dziewczyny. Jak weszłam do windy, pierwsze co zauważyłam to ogromny afisz z napisem: "Game over. Wieczór panieński Kasi.VI piętro" , a nad nim wiszące różowe balony. Następny przystanek-drzwi ozdobione podobnym napisem i kolejną porcją balonów.



Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się zdecydowana większość najbliższych mi w życiu kobiet. Stały w szeregu zwarte i gotowe do przeżycia niesamowitej przygody! Mieszkanie było ozdobione balonami i serpentynami, na stole w moim pokoju znajdowało się przygotowane wcześniej, rozmaite jedzonko oraz kolorowe, egzotyczne drinki, Aga założyła mi opaskę z różkami i różowym welonem.



Pierwsze co miałam zrobić, to wypić drinka z dziecięcej buteleczki  ze smoczkiem w ciągu trzech minut. Hmm, miałam bardzo dobry początek-uporałam się z tym zadaniem w ciągu niespełna minuty;)



Dziewczyny wcześniej uprzedziły mnie, że stopień trudności poszczególnych konkursów-wyzwań będzie coraz wyższy wprost proporcjonalnie do rosnącego stężenia alkoholu we krwi. Kolejne zadanie polegało na uzupełnieniu testu, który wcześniej wypełnił Paweł tak, by jak najwięcej odpowiedzi było wspólnych. Test był przezabawny, pełen przekory i żartów, na trzynaście pytań, udało się nam trafić w osiem, co uważam za spory sukces.

Poniżej zamieszczam pytania do tego testu:

1. Gdzie Kasia chciałaby się wybrać w podróż poślubną?

A) Do Kazimierza nad Wisłą

B) Na koncert disco polo do Ostródy

C) Pod namiot na jedyną pustynię polską w Błędowie

D) Miesiąc w pensjonacie pod Kubalonką

2. Co Kasia lubi najbardziej?

A) Jabłka

B) Jajka

C) Winogronki

D) Melony

3. Po czym Katarzyna traci grunt pod nogami?

A) W momencie, gdy zobaczy Pawła golutkiego

B) Po Fancie z cytryną i  zlodem

C) Po literku wódki na głowę

D) Po próbie skoku na bangee

4. Co Kasi najlepiej wychodzi?

A) Przypalanie garnków

B) Stanie godzinami na głowie i palenie skrętów jednocześnie

C) Przeklinanie w momencie, gdy coś nie idzie po jej myśli

D) Pozytywne nastawienie do życia i optymizm

5. W jakim rytmie Kasia chrapie?

A) RRRRRRRRRRRRR

B) WRWRWRWRWRWR

C) WRY WRY WRY

D) Nigdy jej się nie zdarza chrapać

6. Jaką fryzurę intymną Paweł preferuje u Kasi?

A) Busz

B) Paseczek

C) Brak włosków

D) Pierwsza litera jego imienia

7. Co Paweł przyrządziłby Kasi na romantyczną kolację, by wzbudzić jej namiętność?

A) Sushi

B) Bardzo ostrą chińską potrawę

C) Truskawki i szampan

D) Siebie oblanego bitą śmietaną

8. Kasia wraca do domu smutna i przybita po bardzo złym dniu. Co robisz, żeby rozładować napięcie i poprawić jej humor?

A) Masaż

B) Przygotowuję coś pysznego do jedzenia

C) Od razu przechodzę do gry wstępnej

D) Włączam jej ulubiony serial

9. Jak Ci się wydaje, co Kasia najbardziej w Tobie ceni?

A) Inteligencję

B) Seksapil

C) Fakt, że świetnie umiesz wykorzystać swój języczek

D) To, że masz swoje zainteresowania i pasje

10. Jeśli miałbyś Kasię porównać do zwierzątka, to byłby to:

A) Kociak

B) Tygrysek

C) Łasiczka

D) Mróweczka

11. Spośród niżej wymienionych, Kasia zdecydowałaby się na seks w/na:

A) Ostatni rząd foteli podczas seansu w kinie

B) Przymierzalnia w sklepie

C) Winda w urzędzie miejskim

D) W chałupie młynarza w Muzeum Wsi Opolskiej podczas festynu

12. W pierwszą rocznicę ślubu, bedziemy:

A) Zwiedzać Muzeum Wsi Opolskiej, w szczególności chatę młynarza

B) Składać pozew o rozwód

C) Pojedziemy na rodzinny obiad, bo u mamusi jest najlepszy rosołek

D) Przygotujemy romantyczna kolację: 2 x Vifon tajska, pizza z mikrofalówki uwieńczona meczem piłki nożnej

13. Jak bedziemy po 70-ce to:

A) Będziemy mieć jedną wspólną szczękę, bedziemy jeść na przemion, bo wszystkim się dzielimy i robimy razem

B) Będziemy mieszkać na wsi i hodować strusie

C) Prowadzić wypożyczalnię filmów porno

D) W domu spokojnej starości będziemy wymieniać się doświadczeniami na temat swoich dolegliwości

Następne zadanie polegało na założeniu prezerwatywy na banana, po czym musiałam ją zdjąć bez użycia rąk, czyli za pomocą...zębów. Na szczęście wymogiem nie było to, by prezerwatywy nie przebić, dlatego całkiem sprawnie udało się uporać z tym wyzwaniem;) Pozostając przy tematyce męskich narządów, kolejna konkurencja polegała na wyrzeźbieniu penisa w ogórku. Z tym już było gorzej, bo jestem manualnym beztalenciem i jądra zamiast zrobić wypukłe, powstały wklęsłe!;)



Aby otrzymać prezent, musiałam sprostać kolejnemu zadaniu, które polegało na wykrzyczeniu z balkonu następujących słów w stronę przechodniów: "Hej ludzie!!!Za dwa tygodnie wychodzę za mąż!!!" Śmiechu było co niemiara przy okazji tej konkurencji, bo moi sąsiedzi wychylili się ze swojego balkonu i zaczęli wypytywać o szczegóły ślubu, po czym obiecali, że zaraz do nas dołączą! I po kilku minutach, rozległ się dzwonek do drzwi i po raz pierwszy dane nam było spotkać i poznać bliżej osoby mieszkające obok nas. Była to para ludzi na oko tuż po 50., z wesołym usposobieniem, którzy dołączyli do nas na ok. 20 minut, podarowali nam szampana i opowiadali przezabawne anegdotki:)

W nagrodę dostałam seksowną koszulkę nocną oraz przyrząd do masażu, jednak zanim udało się zdiagnozować, do czego, do jakiego masażu on służy, upłynął spokojnie kwadrans;) Wielka szkoda, że nie udało się nagrać ówczesnych wywodów, porównań i skojarzeń-są bezcenne!



Zapraszam Was do lektury drugiej części opowieści o moim wieczorze panieńskim, która nastąpi już niebawem:-)

wtorek, 22 czerwca 2010

Ujarzmienie Zalewskiej. Odsłona druga!

Pierwszą część na temat przygotowań i ślubu Państwa Zalewskich, możesz przeczytać klikając tutaj. Dziś druga - ostatnia część dotycząca szalonej zabawy na ich niezapomnianym i niestandardowym weselu:-)
Cofnę się trochę w czasie i opowiem, jak to było z tą imprezą. Nie chcieliśmy robić typowego wesela z balonami, świnią i Adamem obtańcowującym wszystkie ciocie po kolei. Wybraliśmy więc taką formę wieczoru: wynajęliśmy kucharza, który zrobił nam listę zakupów - składników na zimne jedzenie do apartamentu oraz DJ-a, który opłacony był od 21. do 5. rano.




Z kucharzem uzgodniliśmy, co będzie do jedzenia (sałatki, leczo, dipy z nachosami, mozarella z pomidorami, kanapeczki - 4 rodzaje, deski serów, wędlin, pasty do smarowania chleba, smalec, śledzie, owoce, paluszki, chipsy itd.) i Adam z listą długą jak szalik pojechał na czterogodzinne zakupy. Do tego musiał kupić alkohol, soki, chusteczki, kubki, szklanki itp.




Co do DJ-a, to dałam mu listę z piosenkami i sam zrobił z tego dłuuuugi set. Zaprosiliśmy prawie 40 osób do apartamentu i wszyscy się stawili :-) Przed przyjściem gości, Adam ze świadkiem udekorował taras lampeczkami (7 sznurów!), co by romantycznie w nocy było ;-)


Gdy goście przybyli, wznieśliśmy toast, powitaliśmy ich gorąco dziękując im za przybycie i impreza się rozpoczęła! Ludzie jedli, pili, rozmawiali i wraz z otwieraniem kolejnej butelki wódki, byli coraz głośniejsi. Dużo ludzi było z różnych stron i nie znali się ze wszystkimi, ale ku naszej radości, wszyscy szybko się zapoznali i absolutnie nie było żadnej tzw. ''spinki''. Śmiechy były coraz śmielsze, wkrótce zaczęły się tańce i impreza rozkręciła się na całego! Pogoda wciąż nam dopisywała, bylo ciepło, więc ludzie stali na tarasie pijąc drinki. DJ grał, jedzenia wciąż ubywało i moje serce radowało się widząc, że goście bawią się naprawdę wybornie.




Około północy zaczęły się konkursy. Pierwszy z nich był przygotowany przez świadkową. Usiedliśmy z Adamem na krzesłach tyłem do siebie, każde z nas trzymało w ręce jednego buta swojego i drugiego należącego do partnera. Ala zadawała pytania, na które odpowiedzią było wskazanie: "ONA" lub "ON", np. pytała: "Kto trzyma kasę w domu?"; "Kto częściej inicjuje seks?"; "Kto zmywa?"; "Kto trzyma pilota?". Goście nam kibicowali, my podnosilismy buty do góry i konkurs był wesoły, choć niedługi.






Następne dwa konkursy przygotowałam wcześniej ja i bardzo chciałam, żeby objęły one gości, a już nie parę młodą. Pierwszy z nich to: Państwa-Miasta ale w nowej wersji. Zamiast kategorii: miasto, państwo, rzeka, zwierzę.....były: marka kosmetyku, marka butów, pozycja seksualna, część samochodowa, znana osoba w Polsce oraz marka alkoholu.








Były dwie drużyny: żeńska i męska, każda po 5 osób. Adam losował literkę i mierzył czas (60 sekund), a drużyny wpisywały na wcześniej przygotowanych przeze mnie planszach swoje odpowiedzi. Śmiechu było tyle, że nie sposób oddać tego na zdjęciach lub w opisie. Powiem tylko, że wszyscy byli już w stanie wskazującym i odpowiedzi były absolutnie wesołe, np. dla dziewczyn część samochodowa na "B" to biegi albo bagażnik, natomiast dla panów marka kosmetyku na "M" to "Miracle", a na "N" to "Naomi Campbell". Jeśli idzie o pozycje seksualne na "N" to padły propozycje: "na jeźdźca" albo "na czarodzieja", a na "B" to "bara bara".






Drużyny kłóciły się między sobą, kto ma więcej punktów, ja byłam sędzią i z powodu ilości decybeli, w ogóle nie byłam w stanie dojść do głosu. Ostatecznie, zdecydowałam o remisie, rozdałam nagrody i wszyscy byli zadowoleni. Konkurs jednak ten trwał długo, bo po każdej odpowiedzi była salwa śmiechu, co zresztą widać na zdjęciach.






Drugi konkurs to: "Plotka". Zaczerpnęłam pomysł z programu "Kocham Cię Polsko". Napisałam wcześniej dwie plotki (po jednej dla każdej z drużyn). Drużyny początkowo miały liczyć po pięć osób, ale skończyło się ostatecznie na trzech, ponieważ alkohol dawał się zawodnikom we znaki :-) Czytałam plotkę jednej osobie, która potem miała powórzyć tekst drugiej, druga trzeciej itd. Ostatnia osoba miała mi opowiedzieć daną historię. Ja na kartce miałam zaznaczone słowa - klucze, za które przyznawałam punkty.

Historie były krótkie, dziesięciozdaniowe, ale bogate w przymiotniki i przysłówki. Pierwsza osoba z trudem jednak zapamiętała treść histroii, co wywołało kolejne salwy śmiechu, nie wiedziała, co powtórzyć drugiej, więc zaczęła wymyślać a publiczność ze mną na czele naprawdę turlała się ze śmiechu.

Konkursy trwały godzinę, sprawiły dużo radości, co mnie baaaardzo ucieszyło! Po tym, wróciliśmy do picia, jedzenia i tańczenia i w tym tonie zabawa trwała do 5. rano (było już jasno).
Następnego dnia przyjaciele do nas dzwonili dziękując za super zabawę, chwaląc nasz pomysł i w ich głosie naprawdę słyszałam zadowolenie. My, jako para młoda, bylismy baaardzo zmęczeni, ja w niedzielę ledwo widziałam na oczy, a tu przecież dalej rodzina w domu.... Emocje opadły, nastąpiło zmęczenie, nogi napuchły,oczy weszły w głąb twarzy.... tak naprawdę odżyliśmy dopiero w poniedziałek!


5. czerwca był udanym dniem! Tak naprawdę, wszystko wyszło tak jak wyjść miało, nie było przykrych niespodzianek. Był to natomiast piękny, ciepły dzień, w którym wzięliśmy ślub w asyście rodziny i przyjaciół.

niedziela, 20 czerwca 2010

Raport specjalny: "O ujarzmieniu Zalewskiej"!!!

Zapraszam Was dziś do lektury wpisu mojej koleżanki Małgosi, która kilka dni temu wyszła za mąż! Zrobiła to w niesamowicie ciekawym i nowoczesnym stylu, przedstawiając tym samym bardzo kreatywne i oryginalne pomysły na spędzenie tego wyjątkowego dnia. Dla osób poszukujących rozwiązań nietuzinkowych i niestandardowych, mogą stanowić one inspirujący podkład pod własne ślubno-weselne scenariusze!

Jej opowieść podzieliłam na dwie części:

  1. Przygotowania, ślub i obiad.

  2. Impreza weselna.


Oto część pierwsza:
Drogie panie, choć panów też serdecznie witam!

5. czerwca 2010 to jedna z ważniejszych dla mnie dat. Ślub. Mój osobisty z towarzyszem o imieniu Adam (szkoda, że ja nie Ewa, ale wtedy byłoby za banalnie!).

Dzień zaczął się, jak to pewnie i u wszystkich panien młodych, wizytą u fryzjera. Byłam spokojna, pogoda dopisywała (w sumie fart, szczęście lub ręka Pana Boga, bo dwa dni w tył + cały maj bez przerwy lało). Ponieważ lubię uciekać stereotypom, to fryzura ma nie była kokiem, a warkoczykami z tapirem :-)

Co ciekawe, nie powiedziałam fryzjerkom, że czeszą pannę młodą (skłamałam, że idę jako gość weselny), ponieważ skasowałyby mnie dwa razy tyle. Obok mnie czesano dwie panny młode i skakano wokół nich, natomiast ja byłam, mówiąc szczerze, olewana, co zresztą mi się podobało, bo nie czułam stresu. Poza tym, pannom młodym spryskiwano włosy taką ilością lakieru, że w całym swoim życiu tyle nie użyłam. Zapłaciłam 70zł i poszłam do domu.

Tu zaczęły się nerwy. Biegająca rodzina w postaci mojej mamy pytającej mnie wciąż jak się mam (jak? jak? normalnie!), ojca szukającego koszuli, spinek itd., rodziny Adama, świadków, dwóch kotów, listonosza przywożącego nam kwiaty od gości, którzy nie dadzą rady przyjść na ślub... Za chwilę przyjechała makijażystka i fotograf..... Wtedy poczułam, że faktycznie ten dzień różni się od innych. Makijaż poszedł sprawnie, moja mama też została pomalowana, więc ten etap obył się bez niespodzianek.

Moja świadkowa, Alicja, pomagała mi się ubrać, co w sumie trwało chwilę - ubrać kieckę, buty, biżuterię. Pozowałyśmy chwilę do zdjęć (fotografowi i mamie - wiadomo, musi mieć na swoim aparacie uwiecznione), a potem nastał moment, że zostałam sama w pokoju, a wszyscy czekali na mnie zgromadzeni na dole, z Adamem na czele.

Schodząc - czułam: stres, niepokój, nerwy! Adam stał zdenerwowany patrząc jak schodzę na dół. Przytuliliśmy się, powiedział, że pięknie wyglądam (czekałam na to!) i przystąpiliśmy do błogosławieństwa. Rodzice - cała czwórka - zdenerwowana, ze łzami w oczach, co szybko zadziałało i na nas, mówili o miłości, szacunku, wyrozumiałości itd. Była to najbardziej wzruszająca chwila tego dnia (i dobrze, bo to radosny dzień, nie należy płakać!).

Starym mercedesem pojechaliśmy do USC. Sukienka mnie cisnęła tak, że ciężko było złapać głębszy oddech, ale w końcu ciało się przyzwyczaiło i potem już tego nie czułam. Przed urzędem schodzili się goście, robili sobie z nami zdjęcia, było miło, choć cały czas czułam napięcie (nie tylko sukienki). Adam natomiast mówił, że czuł się wyśmienicie i podoba mu się cała ta zabawa :-)



Podczas ceremonii (krótkiej, ale dla nas i tak bardzo stresującej), w tle leciała muzyka, Pani z urzędu mówiła chwilę o małżeństwie (nie klepała, co się ceni), potem wygłosiliśmy formułkę, przy której mi głos bardzo się trząsł, miałam łzy w oczach i ściśnięte gardło. Zakładanie obrączek, podpisanie aktu, usłyszeliśmy Marsz Mendelsona i gdy ogłoszono nas mężem i żoną, stres jakby się zmniejszył.



Życzenia były różne, wesołe, poważne, długie i krótkie. Goście nas obcałowali, wręczali kwiaty i prezenty. Podobał nam się ten moment, był luźniejszy i czuliśmy się już znacznie mniej spięci.
Po tym etapie, ruszyliśmy spacerkiem w kierunku Rynku, gdzie w jednej z restauracji czekano już na nas z obiadem weselnym.






W restauracji rodzice powitali nas chlebem i solą, wznieśliśmy toast szampanem i przystąpiliśmy wspólnie do posiłku. Było nas w sumie 29 osób. My, jako Para Młoda, siedzieliśmy na czubie stołu, koło nas byli świadkowie i znajomi, następnie rodzice i dalsza rodzina. Specjalnie usadziłam rodziców głębiej, ponieważ wyszłam z założenia, że młodzi będą gadać z młodymi, a starsi ze starszymi.





Potem, po trzygodzinnym obiedzie, mama powiedziała, że był to dobry pomysł. W restauracji było bardzo elegancko, kelnerzy-profesjonaliści, biegali koło nas, zawsze mnie pierwszej pytali czego bym się napiła. Muzyka była ledwo słyszalna (tak chciałam - miała byc tłem do rozmów), klimatyzacja działała bez zarzutu, a jedzenie było naprawdę pyszne!

Wcześniej wybrałam po dwa rodzaje każdego posiłku: goście mogli wybrać jedno z dwóch, np. z zup był rosół z kołdunami albo krem grzybowy z wkładem truflowym, a na drugie polędwica wieprzowa z gruszką w boczku z ziemniaczkami albo sandacz w maśle podany na zapiekanych warzywach. Przystawka była lekka: indyk w ziołach i wszyscy zjedli ze smakiem (ciężko było wybrać w miarę neutralną przystawkę, żeby wszyscy zjedli - udało się!).

Na deser był oczywiście tort weselny (zamówiony wcześniej w Gondku - polecam!), który smakował wszystkim, gdyż wybrałam lekki z bitą śmietaną i truskawkami. Nie jestem fanką ciężkich, przesłodzonych tortów,a już szczególnie latem, gdy przyjemnie jest zjeść coś lekkiego.

W czasie obiadu rozmawialiśmy, śmialiśmy się, już całkiem opadło nam zdenerwowanie i te trzy godziny upłynęły szybko i miło. Po posiłku, podzielilismy się: ja z Adamem wraz ze świadkami poszliśmy do apartamentu (na 6. piętrze hotelu Qubus we Wrocławiu wynajęlismy cały 100-metrowy apartament z 8o-metrowym tarasem, gdzie zrobilismy imprezę weselną dla samych młodych), a rodzina pojechała do naszego domu świętować w swoim gronie (13 osób).

To koniec części pierwszej raportu specjalnego o ujarzmieniu Zalewskiej. Zostańcie z nami! Już za kilka dni odsłona druga dotycząca imprezy weselnej, która niejednego przyprawi o zawrót głowy! Emocje i adrenalina gwarantowane!;-)


piątek, 11 czerwca 2010

A poprawiny?

Poprawiny. Robić czy nie robić? A jeśli już poprawiny, to jakie?

  • podać samo śniadanie jedynie dla przyjezdnych z daleka gości?

  • podać obiad dla wszystkich?

  • zorganizować biesiadę z małą potańcówką?

  • zrobić powtórkę z rozrywki z poprzedniego dnia?

  • przedłużyć poprawiny na następnych kilka dni? ;p


Z grubsza, zależy to głównie od dwóch czynników:

  • skąd goście przyjadą; gdy są z daleka miłym gestem jest zapewnienie im choć śniadania bądź ciepłego posiłku na drugi dzień

  • jaką gospodarze mają wizję swojego Święta, czy mają ochotę oraz fundusze na dwudniową celebrację.


Gdy już zapadnie decyzja i będzie ona twierdząca na zadane, na początku wpisu, pytanie, pozostaje kwestia ustalenia pomysłu na poprawiny. Propozycji jest kilka, m.in.:

1. Grillowanie na świeżym powietrzu. Swojski klimat można tu połączyć z piwem lanym z beczki oraz z muzyczką pobrzmiewającą w tle.
2. Karaoke. Pomysł na wspólną zabawę wykorzystywany często tuz po oczepinach, który równie dobrze może zostać zaadoptowany na drugi dzień.
3. Harce przy gitarce, czyli druga odsłona muzy na żywo. Przy akompaniamencie gitary wespół ze śpiewnikami, goście podzieleni na grupy lub też wspólnymi, komunalnymi siłami wykonują ogniskowe muzyczne standardy.
4. Drugi weselno-biesiadny dzień zbliżony w klimacie do dnia poprzedniego, tyle że bez ceremonii początkowych;)


Jeśli masz pomysły na inną realizację poprawin, to z chęcią się z nimi zapoznam!

czwartek, 27 maja 2010

Artystyczna biżuteria dla Panny Młodej

Było już o sukni ślubnej z Chin, o welonach, woalkach i innych pomysłach na nakrycie głowy Panny Młodej. Dziś natomiast przyszła pora na odsłonę kolejnych dodatków do jej stroju, mianowicie: do biżuterii. Jest to dziedzina budząca sporo emocji u przyszłych Panien Młodych, jako że natura kobieca jest intensywnie nastawiona na doznawanie silnych wrażeń estetycznych, a ponadto potrafimy dostrzegać piękno w rzeczach małych i lubujemy się w komponowaniu ze sobą z ducha detalistycznych elementów.

Nic zatem dziwnego, że podczas wyborów dokonywanych w tym temacie, jesteśmy wyjątkowo czule podrażniane; nasza percepcja podczas oglądania, przymierzania i dopasowywania dodatków z asortymentu jubilerskiego przeżywa estetyczny orgazm. Dorzucając jeszcze fakt, że biżuteria umiejętnie podkreśla i dodatkowo uwypukla kobiecy wdzięk i czar, dochodzimy do meritum sprawy, jakim jest oddanie i fascynacja - typowa dla reprezentantek naszej płci - wszelkiej maści dopalaczami urody kobiecej.

To, co w głównej mierze chcę przemycić w tym wpisie, to przede wszystkim:










  • idea koloru innego niż neutralny przy wyborze biżuterii ślubnej

  • idea śmiałych modeli

  • idea biżuterii przykuwającej i zatrzymującej uwagę

  • idea biżuterii wyrazistej w opozycji do biżuterii jedynie "biernie wtopionej" w wizerunek Panny Młodej, a w efekcie przezroczystej i niewidocznej




Wszystkie powyższe kryteria spełnia, odkryta przeze mnie całkiem niedawno, wspaniała młoda projektantka, Joanna Krzywy z Opola. Kobieta ta tworzy kolekcje charakteryzujące się:

  • zjawiskowością

  • odkrywczoscią

  • kreatywnością

  • innowacyjnością.


Dlatego też,  jeśli jesteś zainteresowana nowoczesną, a przede wszystkim: nie-banalną i nie-tuzinkową bizuterią, nie tylko ślubną, ale także ukierunkowaną na różne inne okazje, zapraszam Cię do zapoznania się z galerią wspomnianej artystki, którą znajdziesz pod adresem jej sklepu internetowego, klikając tutaj!

Poniżej zamieszczam tak "na smaczka" oraz na rozbudzenie Twojego apetytu, wybrane przeze mnie, najlepsze z najlepszych (w moim osobistym mniemaniu, rzecz jasna ;)) spośród projektów Asi. Zamieszczone modele stanowią moją osobistą inspirację w dziedzinie poszukiwań dodatków do sukienki ślubnej!

[album: http://wesele-w-praktyce.pl/wp-content/plugins/dm-albums/dm-albums.php?currdir=/wp-content/uploads/dm-albums/bizuteria/]

Jeśli chciał(a)byś podzielić się swoimi spostrzeżeniami w kwestii biżuterii ślubnej, zapraszam do zostawienia komentarza poniżej!:-)