niedziela, 20 czerwca 2010

Raport specjalny: "O ujarzmieniu Zalewskiej"!!!

Zapraszam Was dziś do lektury wpisu mojej koleżanki Małgosi, która kilka dni temu wyszła za mąż! Zrobiła to w niesamowicie ciekawym i nowoczesnym stylu, przedstawiając tym samym bardzo kreatywne i oryginalne pomysły na spędzenie tego wyjątkowego dnia. Dla osób poszukujących rozwiązań nietuzinkowych i niestandardowych, mogą stanowić one inspirujący podkład pod własne ślubno-weselne scenariusze!

Jej opowieść podzieliłam na dwie części:

  1. Przygotowania, ślub i obiad.

  2. Impreza weselna.


Oto część pierwsza:
Drogie panie, choć panów też serdecznie witam!

5. czerwca 2010 to jedna z ważniejszych dla mnie dat. Ślub. Mój osobisty z towarzyszem o imieniu Adam (szkoda, że ja nie Ewa, ale wtedy byłoby za banalnie!).

Dzień zaczął się, jak to pewnie i u wszystkich panien młodych, wizytą u fryzjera. Byłam spokojna, pogoda dopisywała (w sumie fart, szczęście lub ręka Pana Boga, bo dwa dni w tył + cały maj bez przerwy lało). Ponieważ lubię uciekać stereotypom, to fryzura ma nie była kokiem, a warkoczykami z tapirem :-)

Co ciekawe, nie powiedziałam fryzjerkom, że czeszą pannę młodą (skłamałam, że idę jako gość weselny), ponieważ skasowałyby mnie dwa razy tyle. Obok mnie czesano dwie panny młode i skakano wokół nich, natomiast ja byłam, mówiąc szczerze, olewana, co zresztą mi się podobało, bo nie czułam stresu. Poza tym, pannom młodym spryskiwano włosy taką ilością lakieru, że w całym swoim życiu tyle nie użyłam. Zapłaciłam 70zł i poszłam do domu.

Tu zaczęły się nerwy. Biegająca rodzina w postaci mojej mamy pytającej mnie wciąż jak się mam (jak? jak? normalnie!), ojca szukającego koszuli, spinek itd., rodziny Adama, świadków, dwóch kotów, listonosza przywożącego nam kwiaty od gości, którzy nie dadzą rady przyjść na ślub... Za chwilę przyjechała makijażystka i fotograf..... Wtedy poczułam, że faktycznie ten dzień różni się od innych. Makijaż poszedł sprawnie, moja mama też została pomalowana, więc ten etap obył się bez niespodzianek.

Moja świadkowa, Alicja, pomagała mi się ubrać, co w sumie trwało chwilę - ubrać kieckę, buty, biżuterię. Pozowałyśmy chwilę do zdjęć (fotografowi i mamie - wiadomo, musi mieć na swoim aparacie uwiecznione), a potem nastał moment, że zostałam sama w pokoju, a wszyscy czekali na mnie zgromadzeni na dole, z Adamem na czele.

Schodząc - czułam: stres, niepokój, nerwy! Adam stał zdenerwowany patrząc jak schodzę na dół. Przytuliliśmy się, powiedział, że pięknie wyglądam (czekałam na to!) i przystąpiliśmy do błogosławieństwa. Rodzice - cała czwórka - zdenerwowana, ze łzami w oczach, co szybko zadziałało i na nas, mówili o miłości, szacunku, wyrozumiałości itd. Była to najbardziej wzruszająca chwila tego dnia (i dobrze, bo to radosny dzień, nie należy płakać!).

Starym mercedesem pojechaliśmy do USC. Sukienka mnie cisnęła tak, że ciężko było złapać głębszy oddech, ale w końcu ciało się przyzwyczaiło i potem już tego nie czułam. Przed urzędem schodzili się goście, robili sobie z nami zdjęcia, było miło, choć cały czas czułam napięcie (nie tylko sukienki). Adam natomiast mówił, że czuł się wyśmienicie i podoba mu się cała ta zabawa :-)



Podczas ceremonii (krótkiej, ale dla nas i tak bardzo stresującej), w tle leciała muzyka, Pani z urzędu mówiła chwilę o małżeństwie (nie klepała, co się ceni), potem wygłosiliśmy formułkę, przy której mi głos bardzo się trząsł, miałam łzy w oczach i ściśnięte gardło. Zakładanie obrączek, podpisanie aktu, usłyszeliśmy Marsz Mendelsona i gdy ogłoszono nas mężem i żoną, stres jakby się zmniejszył.



Życzenia były różne, wesołe, poważne, długie i krótkie. Goście nas obcałowali, wręczali kwiaty i prezenty. Podobał nam się ten moment, był luźniejszy i czuliśmy się już znacznie mniej spięci.
Po tym etapie, ruszyliśmy spacerkiem w kierunku Rynku, gdzie w jednej z restauracji czekano już na nas z obiadem weselnym.






W restauracji rodzice powitali nas chlebem i solą, wznieśliśmy toast szampanem i przystąpiliśmy wspólnie do posiłku. Było nas w sumie 29 osób. My, jako Para Młoda, siedzieliśmy na czubie stołu, koło nas byli świadkowie i znajomi, następnie rodzice i dalsza rodzina. Specjalnie usadziłam rodziców głębiej, ponieważ wyszłam z założenia, że młodzi będą gadać z młodymi, a starsi ze starszymi.





Potem, po trzygodzinnym obiedzie, mama powiedziała, że był to dobry pomysł. W restauracji było bardzo elegancko, kelnerzy-profesjonaliści, biegali koło nas, zawsze mnie pierwszej pytali czego bym się napiła. Muzyka była ledwo słyszalna (tak chciałam - miała byc tłem do rozmów), klimatyzacja działała bez zarzutu, a jedzenie było naprawdę pyszne!

Wcześniej wybrałam po dwa rodzaje każdego posiłku: goście mogli wybrać jedno z dwóch, np. z zup był rosół z kołdunami albo krem grzybowy z wkładem truflowym, a na drugie polędwica wieprzowa z gruszką w boczku z ziemniaczkami albo sandacz w maśle podany na zapiekanych warzywach. Przystawka była lekka: indyk w ziołach i wszyscy zjedli ze smakiem (ciężko było wybrać w miarę neutralną przystawkę, żeby wszyscy zjedli - udało się!).

Na deser był oczywiście tort weselny (zamówiony wcześniej w Gondku - polecam!), który smakował wszystkim, gdyż wybrałam lekki z bitą śmietaną i truskawkami. Nie jestem fanką ciężkich, przesłodzonych tortów,a już szczególnie latem, gdy przyjemnie jest zjeść coś lekkiego.

W czasie obiadu rozmawialiśmy, śmialiśmy się, już całkiem opadło nam zdenerwowanie i te trzy godziny upłynęły szybko i miło. Po posiłku, podzielilismy się: ja z Adamem wraz ze świadkami poszliśmy do apartamentu (na 6. piętrze hotelu Qubus we Wrocławiu wynajęlismy cały 100-metrowy apartament z 8o-metrowym tarasem, gdzie zrobilismy imprezę weselną dla samych młodych), a rodzina pojechała do naszego domu świętować w swoim gronie (13 osób).

To koniec części pierwszej raportu specjalnego o ujarzmieniu Zalewskiej. Zostańcie z nami! Już za kilka dni odsłona druga dotycząca imprezy weselnej, która niejednego przyprawi o zawrót głowy! Emocje i adrenalina gwarantowane!;-)


1 komentarz:

  1. [...] część na temat przygotowań i ślubu Państwa Zalewskich, możesz przeczytać klikając tutaj. Dziś druga – ostatnia część dotycząca szalonej zabawy na ich niezapomnianym i [...]

    OdpowiedzUsuń